Drodzy Mieszkańcy,
Ostatni rok żyjemy wszyscy w cieniu pandemii, w skali jakiej nie zanotowano we współczesnej historii. Zmieniła ona panujące normy i zwyczaje w każdej sferze życia. Jest też wyzwaniem dla pracujących w Spółdzielni i dbających o sprawne jej funkcjonowanie i bezpieczeństwo. Dział techniczny czuwa 24 godziny na dobę i reaguje na wszelkie awarie, w biurze Spółdzielni każdy z pracowników ma ściśle wyznaczony zakres kompetencji i odpowiedzialności. Do pełni obrazu nie może zabraknąć Rady Nadzorczej, która bez pobierania wynagrodzenia kontroluje pracę Zarządu, opiniuje ważniejsze z planów i reaguje na każdy ze zgłoszonych przez Mieszkańców problem. Mimo zagrożeń wynikających z pandemii ten organizm musi funkcjonować.
Z wielką przykrością musieliśmy pożegnać czworo spośród nas. Wiadomości o śmierci dotarły do nas na przestrzeni dwóch tygodni.
Pani Maria Lubera – jeden z filarów Rady Nadzorczej. Dbała o dokumentację, przejrzystość działania Rady, wprowadzała pewność, że od strony formalnej wszystko jest w jak największym porządku. Niegdyś działaczka antykomunistyczna, przez co doświadczyła zemsty ze strony represyjnego państwa. Odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Miała w sobie wielką miłość do kotów. Dzień w dzień dokarmiała bezdomne kociaki, robiąc dla nich nawet prowizoryczne domki na zimę. Bo nie mogły zmarznąć. Sama miała ich dwanaście, bo nie umiała odmówić, gdy ktoś znając jej słabość przynosił kolejnego pozbywając się go z domu. Miała twarde poglądy i zawsze była im wierna, ale umiała się wznieść ponad różnice w nich i każdemu podawała pomocną dłoń, kiedy była taka potrzeba. Sama nie była wzorem zdrowia, a dbała o każdego z sąsiadów i sąsiadek w chorobie. Martwiliśmy się o nią gdy trafiła w ciężkim stanie do szpitala, pod respirator. Potem było lepiej, słała żartobliwe sms-y. I nagle dotarła do nas najsmutniejsza z informacji.
Pan Zbyszek Olejniczak odszedł tak cicho, jak żył i jak go zapamiętaliśmy z pracy. Cichy, pełen spokoju, wykonywał mrówczą pracę polegającą na dbaniu o bezpieczeństwo pracowników i mieszkańców. Pilnował, żeby zachować bezpieczeństwo pożarowe we wszystkich budynkach, co nie jest zadaniem łatwym i przyjemnym. Był w tym konsekwentny i nieustępliwy, bo to przecież bezpieczeństwo mieszkańców, nawet jeśli oni sami zagrożenia nie dostrzegają. Imponował stoickim spokojem, konsekwencją i niezwykłym poukładaniem. Były oficer Straży Pożarnej, miał ogromne doświadczenie i doskonale wiedział, jakim zagrożeniem dla życia może być niepozorna przeszkoda na drodze ewakuacji, szczegół, na który nie zwracamy uwagi a doświadczone oko fachowca dostrzega. Nie będzie go już z nami i to jest wielka strata.
Grzegorz Śmigaj od czasu, gdy byłego prezesa, Krzysztofa D. aresztowała Policja był jednym z najaktywniejszych mieszkańców, którzy dążyli do wprowadzenia w Spółdzielni normalności. To były bardzo trudne czasy. Odłączanie mediów do budynków, gwałtowna utrata poczucia bezpieczeństwa, niepewność co dalej i jak my to wszyscy wytrzymamy. Grześ nie czekał na odpowiedzi na te wszystkie pytania. Uczestniczył we wszystkich działaniach grupy zapaleńców, którzy dążyli do odsunięcia od Zarządu i Rady Nadzorczej ludzi wcześniej współpracujących z Krzysztofem D. A trzymali się stołków z całej siły. Trzeba było wówczas wielkiej determinacji i poświęcenia ogromnie dużo czasu na konsultacje z prawnikami, spotkania, ustalenia i działanie dla uniemożliwienia pogłębienia strat, ale i przeciw kolejnym niedogodnościom, które mogły spotkać mieszkańców. Twardy i czasami niezwykle uparty. Nie odmawiał pomocy, gdy był potrzebny. Pracował w tym składzie Rady Nadzorczej, która wraz z Syndykiem i Prezesem Leszczyńskim negocjowała wysokość długu do spłaty i jej warunki. A tak na co dzień był zapalonym elektronikiem. Zawsze miał głowę nowych projektów, o których z zapałem opowiadał. Dziś zostały po nim półki pełne części elektronicznych i wspomnienia.
Pan Eugeniusz Łoś przepracował w Dziale Technicznym pół życia. Zastosowane na Manhattanie rozwiązania technologiczne są wyjątkowe, nietypowe i niespotykane w innych łódzkich osiedlach. Pan Łoś znał je i zawsze wiedział gdzie szukać przyczyny jakiegoś problemu. Tata naszej Kasi Łoś-Staniaszek, która – jak się wydaje – zna tu wszystkich i którzy znają ją. Nikt z nas nie ma pojęcia jak ona to robi. A Pan Łoś? Pracując tu teraz, gdy on odszedł na emeryturę nie sposób było wielokrotnie słyszeć „to było tak jak jeszcze Łoś pracował”. Zostawił po sobie żywe wspomnienia wśród pracowników i mieszkańców, którzy żyją tu i mieszkają od początku istnienia Manhattanu. Pan Łoś także przegrał walkę z COVID-em.
Kiedy z tak niedużej grupy odejdzie nagle i prawie w tym samym czasie czworo jej członków, to trudno jest nie odczuwać ich braku. Ale nie ma wyjścia, trzeba pracować dalej. Spółdzielnia musi funkcjonować, praca iść do przodu. Tyle, że to nie jest takie łatwe.
Szanowni Państwo, ten nietypowy wpis chcieliśmy zamieścić, żeby upamiętnić ludzi, którzy od nas odeszli, a byli może niewidocznym, ale bardzo istotnym trybikiem mechanizmu, który nazywa się Spółdzielnia Mieszkaniowa Śródmieście.
_Zarząd SM